Zaraz po przyjeździe podchodzi do nas facet. Mówi, że mieszka tu i jest strażnikiem tego miejsca, pozwala nam się rozbić, ale mamy: "nie śmiecić i nie srać". Rozbijamy się nad zatoką niedaleko fundamentów pozostałych po spalonym hotelu. Po raz kolejny potwierdza się, że świat jest mały: Wiola spotyka znajomego księdza z Polski! Przestrzega on nas przed wycieczką w góry. Podobno parę dni temu jakaś grupa Polaków zawróciła ze szlaku bo teren okazał się za ciężki, a szli bez plecaków. Wierząc we własne siły i tak decydujemy się iść z całym dobytkiem. Dyżurna w siedzibie parku mówiła, że wejście powinno nam zająć 6 - 8 godzin.
Woda w zatoce okazuje się być niezwykle ciepła jak na Bajkał. Przyjemność psują niesamowite ilości chmar komarów.
Nie śmiecimy i nie sramy.